wtorek, 31 stycznia 2017

Przemyślenia #8: "Bo facet, który nie zagada pierwszy do kobiety, to pipa"

Bu! Myśleliście, że blog wymarł? Nic z tego :P. Po prostu nie lubię na siłę pisać postów. Dopiero, gdy mnie coś natchnie, to w końcu ruszę tyłek i napiszę co mi najdzie na palce uderzające w klawiaturę. No ale koniec wytłumaczeń, do rzeczy.

Jak niektórzy zapewne zauważą, jest to kolejny temat dotyczący relacji damsko-męskich. Czemu znowu? Po prostu w tym temacie jest tyle raka, że co niektórzy bardziej myślący (w tym ja, choć nie lubię siebie przesadnie zachwalać ^^) ustawiają się w kolejce po bilety autokarowe na onkologię.

Jak można zauważyć, najwięcej "raka" jest ze strony kobiet, które to mówią: "facet to świnia bo hurr nie odezwał się pierwszy, durr jak śmie kazać mi czekać". Albo tak głębokie sentencje jak to:



Tinder i Badoo to już w ogóle psychiatryk w całej okazałości. Oczywiście nie mówię, że nie można tam znaleźć normalnych kobiet (w tym drugim znalazłem moją obecną dziewczynę, która jest dla mnie ideałem i którą kocham, więc jak widać można :)). Ale często pozostaje niesmak, gdy znajdzie się kwiatki jak na obrazku wyżej.

Ogólnie co chcę podkreślić to "księżniczkowanie" kobiet. Bo uważają, że "ja nigdy nie zagadam pierwsza, facet od tego jest !!!!1111" albo "jak śmie podważać mój światopogląd". No cóż... od kobiet nie wymaga się myślenia. Ale przede wszystkim tworzy się tu pytanie "A dlaczego to FACET musi zagadać PIERWSZY?". "Bo jest facetem" ? Wyjątkowo durna odpowiedź, która nie ma podstawy w jakimkolwiek sensie.

Często słyszę opinie, że to głównie w Polsce się tak dzieje. W Rosji czy np w USA nie ma problemu, żeby to kobieta "podbijała" jako pierwsza. Cóż, krąży teoria że jest to spowodowane, że Polki uważają się za najpiękniejsze na świecie. Owszem, są ładne, ale czy naj? Moja odpowiedź brzmi: nie. Rosjanki, choć też słowianki jak my, są dużo ładniejsze. Azjatki? Choć specyficzne, też mogą się podobać. Latynoski? Ulala. Można by tak wymieniać, choć oczywiście jest to kwestia gustu. Co ja tu miałem na myśli? Że utarta opinia o Polkach jako najpiękniejszych kobietach na świecie spowodowało to, że teraz myślą o sobie jako Boginiach, które trzeba czcić. Już nie mówiąc o tym, że często z wiekiem stają się coraz głupsze...



Oczywiście od każdej reguły jest wyjątek. Moja kobieta jest Polką i uważam ją za najpiękniejszą na świecie, bo jest moim ideałem, która doskonale wpasowała się w mój gust. Zarówno charakter, jak i sylwetka. No i bardzo ją kocham. Ogólnie każdy facet uważa swoją kobietę za ideał, nawet jeśli pomiędzy nimi wykipi mleko (#pdk).

Czy można z tym jakoś walczyć? Teoretycznie można. Po prostu z nimi nie rozmawiać i nie wiązać się. Albo gdy już dojdzie do starcia to argumentami sprowadzić ją do parteru. Wiem, że to jak walka z wiatrakami, ale może któraś nagle dostanie oświecenia i się ogarnie.

Mogę jeszcze podziękować tym normalnym kobietom, że istnieją, że ratujecie swoją płeć przed debilizmem.

Żeby nie było, wśród facetów również są czarne owce i "męski" odpowiednik "kobiecej" Karyny, czyli typowy Sebix. Przedstawiciel blokersów z dresami w kroku sięgającym ziemi o IQ niewiele większym od kosza na śmieci, przez co nawet tak prozaiczne zadanie jak kopanie rowów mógłby spierdolić, ale to nie temat na ten wpis.

Jestem ciekaw, czy zostanę zmieszany z gównem jeśli ktoś to przeczyta. No ale to jest tylko moje zdanie.

Z Bogiem.
Czytaj dalej »

sobota, 30 stycznia 2016

Przemyślenia #7: Związki kiedyś a dziś

Ostatnio w ogóle nie mam weny do pisania, za co przepraszam. Już nic nie obiecuję, bo wyjdę na pustosłownego, ale postaram się pisać co mi przyjdzie na myśl. Lepiej pisać rzadziej a z sensem, niż na szybko by nabijać wyświetlenia, nieprawdaż?

Poruszę dzisiaj temat, który dość dobrze obrazuje kontrast "kiedyś a dziś". A mianowicie związki między mężczyzną, a kobietą (homoseksualnych par nie biorę pod uwagę, już prędzej w innym wpisie).

Dlaczego akurat ten? Cóż, nie ukrywam, że w moim otoczeniu posypało się bardzo dużo związków. Co rusz słyszę, że zerwali bo to i tamto, albo że zupa była za słona. Niestety, ta fala mnie też nie ominęła i mój 3 letni związek również się zakończył. Sporo mnie on nauczył, żeby w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Było, minęło. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, chociaż przyznaję, że żal po tych 3 latach pozostaje.



Jednakże kiedyś ludzie potrafili przezwyciężać największe kryzysy. Dobrym przykładem są moi dziadkowie: babcia opowiadała mi, jak schodzili się i rozchodzili się wiele razy w wieku 19 lat, a dzisiaj są małżeństwem już od 50 lat, i cały czas żyją w zgodzie. I nie zaryzykuję stwierdzenia, że to nie jest odosobniony przypadek.

Dzisiaj ludzie bardziej lubią po prostu się rozstać, zamiast próbować leczyć błędy. No chyba że jest on popełniany milion razy. I pomijam tutaj zdradę, bo w tej kwestii sprawa jest oczywista. Ale, trzymając się tezy o tym, że "kiedyś było lepiej", to dawniej widzę, że mimo wszystko, nadal ciągnięto związki, które do dzisiaj układają się w całość. Złe miłego początki.

Swojego czasu nie patrzono też na stan majątkowy swojego wybranka, czy ma samochód/mieszkanie czy nie, czego nie można powiedzieć o dzisiejszych czasach. Owszem, nadal są normalne kobiety, które przymykają na to oko. Ale po jakimś czasie na jaw wychodzą bóle, że hurr durr nigdzie nie jeździmy, nudzę się, nic nie proponujesz. No bo jak nie ma za co, to jak?

W ogóle mam wrażenie, że dzisiaj kobiety ciężko nazwać kobietami pod względem manier. Wystarczy chociażby spojrzeć na facebooka, i na wszelkie, rakogenne fanpage typu "W 2016 będę większą zołzą". Owszem, faceci też nie są idealni, ale problem współczesności raczej mniej ich dotknął. Przynajmniej tak myślę.

Także widać, że związki, zwłaszcza wśród młodszych ludzi <18, nie są tak trwałe jak kiedyś. Czemu tak jest? Nie wiem. Może po prostu ludzie zaczęli lubić chodzić na skróty. Czy to się kiedyś zmieni? Również nie wiem, choć kierowałbym się bardziej w stronę wątpliwości.

Tradycyjnie, dziękuję za przeczytanie ściany tekstu, i do zobaczenia. Oby nie za długo!
Czytaj dalej »

niedziela, 18 stycznia 2015

Przemyślenia #6: Muzułmańska inwazja na Europę

 Po niemalże rocznej przerwie (co poradzić, praca w wakacje, studia i też brak weny) pora coś napisać. Trochę tych tematów mi się uzbierało więc postaram się pisać częściej. Zwłaszcza,że ostatnio były nowe wyświetlenia, więc ruch na blogu się trochę zwiększył.

Po krótkim wstępie i opisie sytuacji, powrót do głównego tematu tego postu. Dzisiaj trochę bardziej politycznie niż w poprzednich postach, ale, przez wzgląd na ostatnie wydarzenia we Francji i Niemczech, temat raczej nieunikniony.



Problemy z muzułmanami są już od wielu lat. Zwłaszcza w UK, gdzie jakiś rok czy dwa lata temu odcięli głowę brytyjskiemu żołnierzowi na środku ulicy w biały dzień! Albo że dziewczyna z jakichśtam przyczyn została polana kwasem, co spowodowało, że z twarzy za wiele jej nie zostało. Chyba nawet murzyni (albo wg lewactwa: afroamerykanie, żeby tu zachować tfu. poprawność polityczną) w USA nie odwalają takiej maniany. Chociaż nie ma co ich porównywać do muzułmanów, bo oni są po prostu bezmózgami. A muzułmanie robią wszystko z premedytacją. Ich Koran nakazuje zero szacunku dla innych religii i karanie innowierców. To jest chyba jedyne wyznanie, które ma tak drastyczne założenia. Chrześcijaństwo, prawosławie, protestantyzm, buddyzm i kilka innych. Z tego co wiem to żadna z nich, oprócz islamu, nie wyznaje wrogiego nastawienia do innych kultur. Oczywiście tylko arabom się musiało poprzewracać we łbach od tego swojego Allaha, bo tworzone są nawet organizacje terrorystyczne (ISIS) na tle Islamu, które organizują wszelkiego rodzaju zamachy w imię swojego bożka. Gorzej niż w psychiatryku.

Muzułmańską ekspansję można porównać do średniowiecznych wypraw krzyżowych. Na szczęście nie tak radykalna jak wtedy, ale założenia są z grubsza takie same! Czyli "wyprawa" na obcy teren, usiedlenie się i próba ingerencji w obcą kulturę. Czyli nie dość, że nie potrafią uszanować innych sposobów bycia, to jeszcze wręcz próbują na siłę ci go zmienić. Szczyt bezczelności.



Można by powiedzieć, że multikulti (czyli wiele kultur w jednym państwie) zaczęło się od Wielkiej Brytanii, i potem przeniosło się do Francji i Niemiec, a wraz z nim, problemy napaści na tle religijnym. Dobrym przykładem jest ostatni napad dwóch radykalnych islamistów na redakcję francuskiej, satyrycznej gazety Charlie Hebdo, bo na okładkach była karykatura Mahometa, czy tam Allaha, mniejsza z tym. Rozumiem, że można się poczuć urażonym, rozumiem to. Ale żeby z tego powodu robić wjazd i zabijać ok. 12 niewinnych ludzi? Bo bożek kazał? Szkoda tylko, że nie kazał im jeszcze skakać z mostu po wykonaniu każdego mordu, to przynajmniej nie trzeba by było bawić się w sądy, tylko sam by sobie wymierzył "karę".

Chyba najgorsze jest to, że ten napad spotkał się z poparciem wśród muzułmanów. Tylko garstka z nich (dosłownie) potępiła ten napad. W dodatku prezydent Francji François Hollande po ataku powiedział, że terroryści nie mieli nic wspólnego z islamem. Poważnie, Panie prezydencie? Czyli uważa pan, że to był tylko i wyłącznie przypadek, że redakcja została zaatakowana po publikacji karykatury Mahometa? Terroryści zabijający w imię Allaha nie mają nic wspólnego z islamem? Ah zapomniałem, że należy Pan do liberału. Tylko czekam, aż się Pan na tym poślizgnie i to z solidnymi siniakami.

Tak samo szanowny Premier UK David Cameron uwziął się na uczciwych, pracujących i płacących podatki Polaków, że nie dostaną już żadnych zasiłków w razie problemów bla bla. A gdy przychodzi temat muzułmanów nagle cisza... Czy to nie jest dziwne?




Bakteria Karola Marksa (czyli z grubsza po prostu poprawność polityczna) zżera Europę od środka. Zostało niewiele krajów, wolnych od multikulti, w tym Polska. Co prawda u nas są Cyganie, ale, w porównaniu do Islamistów, oni to mały pryszcz. Muzułmanów ciągnie tam, gdzie jest duży socjał, czyli właśnie UK. Mogą płodzić dzieci na potęgę i jeszcze utrzymają się z tego. Pracujących wyznawców islamu jest jak na lekarstwo. Można wręcz ich porównać do raka zżerającego ludzki organizm od środka. Skoro politycy są tacy ślepi, no to czas na ruch społeczeństwa. Francja już zaczęła ogromne manifestacje antyislamskie. Nawet zaczęli natarcia na meczety, by wyrazić nienawiść i potępienie tamtego ataku na redakcję Charlie Hebdo. I dobrze. Niech wiedzą, że zostaną z tego rozliczeni.

O tym problemie można by się rozpisać jeszcze bardziej, ale komu by się chciało czytać dużą ścianę tekstu ;). Zapraszam do dyskusji, która może uzupełnić ten wpis.
Czytaj dalej »

wtorek, 11 marca 2014

Przemyślenia #5: O (raczej już wymarłym) wyzwaniu piwnym

Nie powiem, szybko się zabrałem za pisanie na temat popularnego, niecały miesiąc temu, wyzwania piwnego. Miałem to zrobić dużo szybciej, ale wyleciało mi to z głowy przez sesję. Cóż, zdarza się. Zapewne weteranom internetów (celowy błąd), czytającym tą notkę, na myśl przyjdzie jedno:


Ale koniec końców, lepiej późno niż wcale.

Trochę ponad miesiąc temu na fejsie nastała "moda" na tzw. Wyzwanie Piwne. A cóż to takiego? To nic innego jak wypicie przed kamerą butelki piwa za jednym zamachem, a następnie nominowanie w filmiku wrzuconym na facebooku do wykonania tego samego trzech innych osób, a tamta trójka po wypiciu nominuje następną trójkę, itede itede...

Na to wszystko masz 24h. Karą za niewykonanie arcytrudnego zadania jest (zazwyczaj) postawienie piwa nominującemu. A co, jeśli jej nie wykona? Zapewne nic, bo znajomy dostał aż 3 nominacje, i żadnego z nich nie wrzucił. Ot taka nieobowiązkowa "obowiązkowa" zabawa. Sensu żadnego, ale ten szpan i bycie dumnym niczym gimbus? Nikt tego nie przegapi.



Może jestem ponurakiem, który nie zna się na zabawie? Nie wiem. W każdym razie, jestem zdania, że piwo służy do degustacji i picia ze smakiem. Pomaga się zrelaksować, zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy czy na uczelni. Używanie piwa jako miary wytrzymałości albo "ile najwięcej wypije" jest naprawdę żenujące. Tak samo w przypadku tego całego wyzwania piwnego.

Skąd w ogóle się wzięło to wyzwanie piwne? Różne źródła mówią że z Kanady, aczkolwiek główne źródło pochodzi z USA. Tamtejsza zabawa miała nazwę "neknomination" i polegała na wypiciu nie jednego, a... jak największej ilości chmielowego trunku. Co ci Amerykanie to ja nie...

Z kolei Kanadyjczycy z jednej strony zmienili reguły na bardziej łagodne, a z drugiej... zaostrzyli. A mianowicie autorzy nagrywali siebie w nietypowych, niekiedy ekstremalnych sytuacjach, np: wchodzenie do lodowatej wody, bądź robienie aniołka w śniegu w samej bieliźnie. Całość miała być zwieńczona symbolicznym wypiciem piwa bądź alternatywnego trunku. Brzmi fajnie, nieprawdaż?



Wyzwanie "wybuchło",  na cały świat. Nie ominęło to także Polski. Nie wiem jak w innych krajach to wygląda, ale u nas polega to jedynie na wypiciu piwa na raz. O ile oryginał jest bardzo fajny w założeniach, to "nasza" wersja jest wyjątkowo bezsensowna i wykastrowana. Gdyby do naszego kraju weszła ta oficjalna wersja, wyzwania byłyby o niebo ciekawsze i oglądałoby się je z większym zainteresowaniem, oraz ujawniałaby prawdziwych "kozaków". No ale wyszło jak wyszło. Na szczęście, ta durna zabawa umarła śmiercią naturalną.

Na sam koniec podsyłam filmik autorstwa mojego kolegi, który studiuje Socjologię na III Roku. Opisuje ten sam problem bardziej profesjonalnie, używając socjologicznej terminologii. Nie przestraszcie się jej. Kolega bardzo dokładnie i w sposób przystępny ją opisuje.


To by było na tyle. Im więcej pomysłów na notkę mi wpadnie, tym częściej będę je pisał. Jeśli macie jakieś propozycje, podawajcie je śmiało. Jeśli będę coś wiedział na ten temat, to nie zawaham się go rozwinąć.

Siema!




Czytaj dalej »

poniedziałek, 24 lutego 2014

Przemyślenia #4: "Ewolucja" muzyki

Nareszcie, po dwóch (a może trzech?) tygodniach płaczu i zgrzytania zębów spowodowanych sesją, mogę trochę odetchnąć, i co za tym idzie, zacząć dalej pisać notki. Tak więc, start!

Muzyka jest wśród nas już od czasów starożytnych. Dawniej głównie używano harf, lutni, tamburynów bądź lir. Używa się je do dziś, ale już rzadziej niż kiedyś, bowiem do tego czasu powstało mnóstwo innych typów muzyki: od klasycznej, poprzez rock i na techno kończąc. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Muzyka cały czas się rozwija i co rusz dochodzą bardziej wyrafinowane połączenia, np. wstawki skrzypiec (tutaj przykładem ostatnio popularna i moja ulubiona wykonawczyni - Lindsey Stirling. To co "wyprawia" z tym instrumentem to arcydzieło) do Rocka bądź Rapu, albo nawiązywanie do złotego okresu muzyki, czyli lat 80

No właśnie, ale dlaczego tytułową ewolucję wziąłem w cudzysłów? Ponieważ od jakiegoś czasu zauważyłem pewną tendencję spadkową pod względem ogólnego sensu. Mam tu na myśli teledyski i, niekiedy, treści piosenki. Praktycznie teraz co drugą piosenkę na teledysku widać roznegliżowane kobiety, które machają zadkiem w celu odmóżdżenia potencjalnego widza i przykucia jego uwagi do telewizora. Nie ukrywam, że fajnie się na nie patrzy, ale do tego celu wolę kupić sobie gazetkę pokroju CKM, a nie oglądać je za pośrednictwem teledysków. Do tego jeszcze wszelkiego rodzaju bajery - fury, skóry i komóry. Jakoś w dawnej muzyce nie było to potrzebne, a uważana jest za najlepszą (zwłaszcza lata 80 i początki 90). Cóż, najwyraźniej autorzy zdają sobie sprawę, jak bardzo bezmózgie jest społeczeństwo i zafundowali nam wprost proporcjonalne wizualizacje. Mam nadzieję tylko, że nasi rodzimi artyści nie podłapią tej amerykanizacji w muzyce (to głównie Amerykanie zapoczątkowali to odmóżdżanie).

Druga sprawa to sama treść piosenki. Dawniej często dotyczyły one wartości miłości, uczuć do drugiej osoby i inne tego typu sprawy. A dzisiaj? Seks, fajny tyłek, wyr*chałbym Cię (są takie przypadki!), i jeszcze chlanie, ćpanie, palenie trawki. Sama komercha. I znowu, zapoczątkowali to amerykanie. Wiedziałem, że naród amerykański nie jest zbyt rozgarnięty, ale to chyba już szczyt. Zaczynam się bać co będzie za 100 lat. Chyba będą naśladować troglodytów z epoki kamienia łupanego.

Co spowodowało taki żenujący poziom muzyki? Jest to raczej spowodowane ogłupieniem młodzieży, oraz napływem amerykanizacji. Nie jest to przyjemny widok i mam nadzieję, że gorzej już być nie może. Chciałbym dożyć czasów, kiedy na wyżyny znów wrócą stare kawałki disco z lat 80. Już teraz jest całkiem sporo fanów, ale jak słyszę niektórych gimbusów, które określają ten typ muzyki jako "lamerska", to mam ochotę odkurzyć swoją starą strzelbę...
Czytaj dalej »

środa, 15 stycznia 2014

Przemyślenia #3: Fenomen Instagrama

Lekko ponad 3 lata temu (dokładnie 6 listopada 2010 roku) wystartował jeden z najpopularniejszych portali społecznych w internecie, a mianowicie, wymieniony w tytule, Instagram. Oferuje on możliwość błyskawicznej obróbki zdjęcia prostymi filtrami, podpisać go w dowolny sposób oraz wrzucenie go na serwer. Dzięki temu wszyscy, którzy wejdą na nasz profil, będą mogli oglądać to, co wrzuciliśmy do swojego albumu zdjęć.

Jak widać, prosty i genialny w założeniach. W praktyce wychodzi równie dobrze. Jest to taka współczesna wersja popularnego dawniej photobloga: znacznie uproszczona i przyśpieszona w obsłudze. Kiedyś musiałeś zrobić zdjęcie, wrócić do domu, podpiąć aparat/telefon do komputera, zrzucić zdjęcie na niego, zuploadować na swojego fbla. Teraz wystarczy sprawny aparat (normalny bądź telefoniczny), aplikacja Instagrama oraz dostęp do internetu. Parę "pacnięć" i zdjęcie jest na serwerze. I najważniejsza zaleta: można to zrobić gdzie się chce i kiedy się chce, nawet na dachu stodoły albo w najszczerszym polu. Pod warunkiem że masz wykupione pakiety na internet i zasięg. Na upartego, może wystarczyć sam zasięg, ale później będziesz płakał/-a foczymi łzami przy rachunku za użytkowanie telefonu.

Czytając w/w tekst można stwierdzić, że Instagram teoretycznie nie ma wad. No i sama w sobie nie ma. Główną bolączką jest pewna grupa użytkowników, która za bardzo do serca wzięła sobie kwestię wrzucania zdjęcia dosłownie WSZYSTKIEGO.

Tak więc: na Insta możemy znaleźć sfotografowane papcie, kawałek psa, kubek z kawą lub czymkolwiek innym, ugryzioną bułkę, albo czyiś obiad, i kończąc na, w większości dennych, samojebkach w lustrze. Równie dobrze można wrzucić jakieś g*wno, które pies świeżo zostawił na trawniku.

Żeby jeszcze dobić, podpisują zdjęcia rzylionem hashtagów (o, takie cuś -> #blablabla). Jeśli są na temat to jeszcze pół biedy. Gorzej jeśli w ruch wchodzą SWAGI YOLO YOLO YOLO i inne tego typu. Wtedy czytając to, normalnemu człowiekowi chce się iść do piwnicy po strzelbę i odbyć krótką wizytę do autora tego "arcydzieła".



W większości autorami takich zdjęć jest pewna grupa zwana "hipsterami", którzy posługują się nie czym innym jak jakimkolwiek iPhonem, bo "fejm" i SWAG musi się zgadzać. Nie wiem jak was, ale mnie strasznie oni denerwują. Bo wyglądają jak debile, i zachowują się jak debile.

Nikt im nie zabrania tego wrzucać. W końcu można dodawać to, co się chce. Rozumiem, jeśli ktoś dla "beki" raz albo parę razy wrzuci jakieś bezsensowne zdjęcie, ale nie non topper... Portal jeszcze trzyma poziom, ale ledwo. Już dzisiaj można słyszeć żarty, że "Instagram jest syfem, g*wnem itp itd". Po części się nie zgadzam (jako sama aplikacja), a po części się zgadzam (znaczna część społeczeństwa).

Opinię nt. użytkowników Insta reperują jednak te poważniejsze profile, które naprawdę potrafią wciągnąć i powoduje jego stałe śledzenie. Dzięki bogu, jest ich sporo. Tak więc, nie trzeba oglądać

Taka jest moja opinia na temat Instagrama. Nie musicie się z nim zgadzać. Chętnie poznam wasze wersje. Może tylko ja tak myślę?

Peace
Czytaj dalej »

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Przemyślenia #2: Uprawianie seksu w miejscach publicznych

Wiadomo, chęć seksu u człowieka (u zwierząt też, w końcu siłą rzeczy do nich należymy) jest naturalna i nie ma co temu zaprzeczać. Pożądanie rośnie wraz z wiekiem: z tego co wyczytałem jakiś czas temu, punktem kulminacyjnym u facetów jest wiek ok. 20 lat, natomiast u kobiet jakieś 26 lat. Jak widać, matka natura potrafi być wredna. No ale nie będę się tutaj rozpisywał, bo nie o tym jest notka. Tzn. jest, ale nie o samej definicji seksu.



Do napisania swoich przemyśleń na ten temat przekonał mnie... post z Facebookowego "FanPaga" - Spotted: Włocławek, w którym pewna spotterka pozdrawia parę kochającą się w przebieralni w Croppie.
No i jeszcze jutro mam wejściówkę z programowania, na które muszę się pouczyć...

Osobiście, nigdy jeszcze nie przyłapałem kogoś podczas "podbojów" miłosnych, ani w domu, ani w miejscu publicznym. Może i dobrze, bo nie chciałbym mieć jakiejś traumy :P. O ile do seksu w domu nic nie mam, to drugi przypadek wprawia mnie w lekką konsternację.

Seks w miejscu publicznym podzieliłbym na dwa miejsca: odosobnione mniej i bardziej. Te mniej to np. wspomniana szatnia w jakimś sklepie odzieżowym bądź toaleta. Bardziej to np. samochód na jakimś uboczu, gdzie rzadko kto uczęszcza albo gdzieś na dzikiej plaży (chociaż to jest bardziej ryzykowne miejsce).

Najbardziej skupię się na tych mniej odosobnionych miejscach. Podstawowe pytanie: Co ludzi skłania do kochania się w takiej szatni, gdzie wokół jest pełno ludzi, którzy bez problemu się zorientują, co oni tam wyprawiają? Rozumiem, że trzeba zaspokoić swoje potrzeby, no ale chyba można to zrobić bez wiedzy i zażenowania osób trzecich...

Nutka adrenaliny? Równie dobrze można sprowokować psa żeby Cię gonił. Zapewniam, że z tych bardziej dostępnych form podniesienia poziomu adrenaliny, jest on o niebo skuteczniejszy. No i przy okazji spalisz obiad...

Tak samo przypadek seksu w windzie. Co to za sens kochać się w takim miejscu, gdzie nie dość, że lada chwila może ktoś wsiąść, to jeszcze w tych nowszych zapewne są kamerki? Może to chęć pokazania, jak bardzo zajebiście się nam współżyje? Albo jestem niczym pies, który nie potrafi okiełznać swojej chcicy i najchętniej by to zrobił nawet na środku placu, najlepiej jeszcze z trybunami wokół i transmisją na żywo w TVN24.

Co nimi kieruje żeby się kochać w miejscach publicznych? Nie wiem. Nie prosiłem nikogo o wywiad na taki temat. Może i dobrze? Zresztą nie lubię wchodzić komuś z buta w jego prywatne sprawy. Poza tym, aż tak mnie to nie interesuje.

Cóż, może tak piszę, bo nie jestem zwolennikiem kilkudziesięcio sekundowych "sesji". No ale chyba seks powinien być przyjemny przez dłuższą chwilę, nieprawdaż?

Czytaj dalej »