środa, 15 stycznia 2014

Przemyślenia #3: Fenomen Instagrama

Lekko ponad 3 lata temu (dokładnie 6 listopada 2010 roku) wystartował jeden z najpopularniejszych portali społecznych w internecie, a mianowicie, wymieniony w tytule, Instagram. Oferuje on możliwość błyskawicznej obróbki zdjęcia prostymi filtrami, podpisać go w dowolny sposób oraz wrzucenie go na serwer. Dzięki temu wszyscy, którzy wejdą na nasz profil, będą mogli oglądać to, co wrzuciliśmy do swojego albumu zdjęć.

Jak widać, prosty i genialny w założeniach. W praktyce wychodzi równie dobrze. Jest to taka współczesna wersja popularnego dawniej photobloga: znacznie uproszczona i przyśpieszona w obsłudze. Kiedyś musiałeś zrobić zdjęcie, wrócić do domu, podpiąć aparat/telefon do komputera, zrzucić zdjęcie na niego, zuploadować na swojego fbla. Teraz wystarczy sprawny aparat (normalny bądź telefoniczny), aplikacja Instagrama oraz dostęp do internetu. Parę "pacnięć" i zdjęcie jest na serwerze. I najważniejsza zaleta: można to zrobić gdzie się chce i kiedy się chce, nawet na dachu stodoły albo w najszczerszym polu. Pod warunkiem że masz wykupione pakiety na internet i zasięg. Na upartego, może wystarczyć sam zasięg, ale później będziesz płakał/-a foczymi łzami przy rachunku za użytkowanie telefonu.

Czytając w/w tekst można stwierdzić, że Instagram teoretycznie nie ma wad. No i sama w sobie nie ma. Główną bolączką jest pewna grupa użytkowników, która za bardzo do serca wzięła sobie kwestię wrzucania zdjęcia dosłownie WSZYSTKIEGO.

Tak więc: na Insta możemy znaleźć sfotografowane papcie, kawałek psa, kubek z kawą lub czymkolwiek innym, ugryzioną bułkę, albo czyiś obiad, i kończąc na, w większości dennych, samojebkach w lustrze. Równie dobrze można wrzucić jakieś g*wno, które pies świeżo zostawił na trawniku.

Żeby jeszcze dobić, podpisują zdjęcia rzylionem hashtagów (o, takie cuś -> #blablabla). Jeśli są na temat to jeszcze pół biedy. Gorzej jeśli w ruch wchodzą SWAGI YOLO YOLO YOLO i inne tego typu. Wtedy czytając to, normalnemu człowiekowi chce się iść do piwnicy po strzelbę i odbyć krótką wizytę do autora tego "arcydzieła".



W większości autorami takich zdjęć jest pewna grupa zwana "hipsterami", którzy posługują się nie czym innym jak jakimkolwiek iPhonem, bo "fejm" i SWAG musi się zgadzać. Nie wiem jak was, ale mnie strasznie oni denerwują. Bo wyglądają jak debile, i zachowują się jak debile.

Nikt im nie zabrania tego wrzucać. W końcu można dodawać to, co się chce. Rozumiem, jeśli ktoś dla "beki" raz albo parę razy wrzuci jakieś bezsensowne zdjęcie, ale nie non topper... Portal jeszcze trzyma poziom, ale ledwo. Już dzisiaj można słyszeć żarty, że "Instagram jest syfem, g*wnem itp itd". Po części się nie zgadzam (jako sama aplikacja), a po części się zgadzam (znaczna część społeczeństwa).

Opinię nt. użytkowników Insta reperują jednak te poważniejsze profile, które naprawdę potrafią wciągnąć i powoduje jego stałe śledzenie. Dzięki bogu, jest ich sporo. Tak więc, nie trzeba oglądać

Taka jest moja opinia na temat Instagrama. Nie musicie się z nim zgadzać. Chętnie poznam wasze wersje. Może tylko ja tak myślę?

Peace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz